Tag Archives: Ryan Lewis

Co Jest Cięte: Macklemore i Ryan Lewis – The Heist

yo.

że niby to jest mój nowy, świeży, autorski cykl i będę tu oczywiście nieregularnie jak zawsze nawijał o tym co dobre, i o tym co złe, o tym co warto, i o tym czego nie warto, i ogólnie co jest cięte. Zaczynamy hipsterami w światku hiphopowym – Maklemur i Ryan Lewis.

„The Heist”

Macklemore i Ryan Lewis to duet. Bez Ryana nie ma Macklemore’a, bez Macklemore’a nie ma Ryana Lewisa, albo inaczej, świat byłby uboższy o parę świetnych nagrań. Nie mogę napisać, że „The Heist” w 100% spełniło moje ogromne oczekiwania, że zaspokoiło pokłady zajawki, tu raczej hajp na wyżej wymienionych Gości obniżył loty, niewiele, ale jednak niedosyt pozostaje. Śpieszę z wyjaśnieniem co wpłynęło na taki stan rzeczy.

Właściwie po dłuższym zastanowieniu i po kilkukrotnej sesji z „The Heist”, w odbiorze przeszkadza jedynie zbytnia znajomość najbardziej porywających kawałków jak „Can’t Hold Us”, już teraz klasycznego „Wings”, „Make the Money” czy „Trift Shop”. Chociaż czy można się czepiać około 2-letniego oczekiwania na pełnoprawny debiut skoro od premiery „Wings”, a miało to miejsce 21 stycznia 2011, wciąż słucha się tego z nieskrywaną przyjemnością, podobną do towarzyszącego szoku i ciar na plecach zaraz po releasie „sneakersowego” anthemu. W ogóle jakby tak spojrzeć z szerszej perspektywy to jest to jeden z czołowych kawałków rapu po 2010, mało co ma start do „Wings”, serio. Partycypując w tym niesamowitym singlu tylko osoby głuche nie dojdą do wniosku jak sporą dawką oryginalności i ciekawym podejściem do tematu cechują się popisy Pana Macklemore’a. Nie jest to kolejny numer z serii – hymn o butach, tylko opowieść o wpływie skoków na kulturę, na życie autora, jego przyjaciół, ale także krytyczne spojrzenie z płaszczyzny konsumpcjonizmu. I tak świeżo jest,  obojętnie czy mówi o przyziemnych sprawach jak dobra wiksa („Castle” – bardzo przestrzenna kompozycja),  secondhandach („Trift Shop”),  czy o relacji na linii wytwórnia- artysta, gdzie w jednej ze zwrotek wciela się w właściciela labelu i robi to naprawdę przekonująco (track z Ab-Soul).

Nie brak MC z Seattle – bo rzeczywiście trzeba sobie powiedzieć, że tytuł mistrza ceremonii Macklemore’owi, a nawet jego koledze zza pulpitów miksujących, należy się z całą pewnością, o czym przekonaliśmy się na tegorocznej edycji HHK, gdzie w kunsztowny sposób porwali publikę m.in. repertuarem z „The Heist”, mając nad nią kontrolę, szafując pozytywnymi emocjami i odpowiednio dozując tempo show, „two man show” – odwagi. W tak radykalnym środowisku nagrać numer o gejach – „Same Love” i potraktować to klipem promującym album, cóż, rzadko spotykane w krainie nawijek do mikrofonu. Mimo wszystko, „Same Love” niesie pozytywne przesłanie, podobnie jak otwierające album „Ten Thousand Hours” (nie o gejach!), z którym fajnie jedzie się rano w miejskiej komunikacji („David Bowie meets Kanye shit”). Chociaż Oni (Macklemore & Ryan Lewis) od początku byli trochę z innej bajki, z tej bardzo alternatywnej strony hip-hopu, nie słychać tu Nowego Jorku, Południa, brzmienia Detroit, nie słychać słonecznego Zachodu, swagu, „The Heist” raczej zaznacza na mapie nowy punkt, a jest nim Seattle i reszta ekip z charakterystycznym „północnym Hip-Hopem” (Blue Scholars, Jake One, Common Market).  Dlatego też bazgrałem na początku o istotnej części jaką wnosi Ryan Lewis, bo bez jego produkcji nie byłoby czuć klimatu miejsca pochodzenia artystów i sam Macklemore nie miałby na czym fruwać z tą bardzo autentyczną nawijką, i z bardzo zmiennym, „storytellingowym” flow. Również ważną opcją w przypadku „The Heist” są refreny oraz spora liczba wykonujących je gości, nadając płycie lekko popowego sznytu, co jest jak najbardziej na plus. A już w ciemno kupuje i mam słabość do takich hooków jak ten w wykonaniu niejakiej Hollis w „White Walls” z gościną Schoolboy’a.

I przede wszystkim, zróbcie z tego t-shirt:

„Make the money, don`t let the money make you/ Change the game, don`t let the game change you”

 

Dodaj komentarz

Filed under Co Jest Cięte